„Ów stary tramwaj prowadzi dotąd, gdzie już żadnej drogi niema…” – ten nowoczesny lwowski szlagier został napisany przez autorów po ich podróży wąskotorówką w Karpatach. Jeszcze nie tak dawno, pod koniec XX wieku, wielu turystów oraz zbieraczy grzybów i jagód mogło w ten sposób dojechać prawie pod jeden z najwyższych szczytów w Gorganach – Sywulę.
Kiedyś na Ukrainie było ponad tysiąc km torów wąskich (szerokości 750 mm). Wąskotorówki ponad sto lat sprawnie służyły – przeważnie dla transportowania drewna i torfu oraz dla przewozu robotników i mieszkańców z oddalonych miejscowości, zwłaszcza na Bojkowszczyźnie, Zakarpaciu, na Bukowinie i na Polesiu. Obecnie pozostało nie więcej niż sto kilometrów takich torów. Jedna wąskotorówka jest czynna na Ukrainie Wschodniej,druga na Wołyniu i dwie w Karpatach.
Z miasteczka Dolina położonym w obwodzie iwano-frankowskim wsiadamy w marszrutkę i jedziemy szosą, która prowadzi przez przełęcz Wyszkowską na Zakarpaciu. Wysiadamy w osadzie Wygoda. Tam znajduje się stacja pociągów wąskotorowych. Żadnego dworca, czy choćby wiaty od deszczu w tym punkcie odprawy podróżnych nie ma, jak i tablicy z rozkładem jazdy. Obok nas na postumencie widać stary parowóz. Co chwila mijają nas ze skrzypem stare składy kolejowe z drewnem, kamieniem budowlanym, beczkami z paliwem. Tymczasem wesoły tłum przybyłych turystów w oczekiwaniu na „karpacki tramwaj” fotografuje wokół co się tylko da. O 10.30 usłyszeliśmy kolejowy gwizdek i po szynach powoli podpełzł stwór który ktoś nazwał „tramwajem”. „Uwaga! VIP-persony zapraszamy do kabrioletu – poważnie mówi przez megafon pan Lubomyr Jackiw, który oprowadza gości z zagranicy i turystów z Ukrainy i Rosji. – Reszta pasażerów według biletów proszę zajmować swoje miejsca w wagonach I i II klasy”.
„Bywałem w różnych zakątkach świata, ale takiej atrakcji jeszcze nie widziałem – śmieje się Andrzej Kuliński, młody turysta z Polski. – Ciekawie, jak będziemy podróżować na tych gratach?”Delegacja gości z Polski wspiera się po schodkach do pierwszego wagonu, gdzie znajduje się kabina maszynisty a drugi przedział został przerobiony na salon, który przypomina zwyczajny busik ze starymi krzesłami. Dwa następne wagony zawsze służyły do przewozu pasażerów. W II klasie nie ma szyb na oknach. „W III klasie przewozimy ludzi także w okresie zimowym – wyjaśnił „Kurierowi” Lubomyr Jackiw. – Jeszcze mamy letni wagon bez dachu”. Pan Jackiw jest człowiekiem miejscowym, zakochanym w swojej małej ojczyźnie – kraju tutejszych górali -Bojków. Opowiada, że kiedyś pracował w administracji powiatu. Z bólem patrzył, jak po upadku Związku Sowieckiego przyszedł „dziki kapitalizm”. Zakłady pracy padały jedne po drugich, a to wszystko, co pozostało bez opieki czy ochrony lud miejscowy rozbierał, niszczył, rujnował. W sąsiedniej dolinie rzeki Łomnica w barbarzyński sposób została zrujnowana piękna wąskotorówka, która prowadziła od osady Broszniów przez Rożniatów i Peregińsk do Osmołody w Gorganach, aż pod wspomnianą Sywulę. Jeszcze trochę i bojkowie rozebraliby także i ten odcinek wąskotorówki w okolicach Wygody. Jednak pojawili się tutaj w górach młodzi „Nowi Ukraińcy” ze wchodu państwa, którzy handlują drewnem. Uruchomili produkcję płyt. Szybko dostrzegli te „egzotyczne” pociągi z wagonami towarowymi i pasażerskimi. Wiedzieli, co z tym czynić. Dookoła łagodne krajobrazy, górskie potoki, ścieżki turystyczne, ładne miejsca dla wypoczynku. Biznesmeni nie bez sukcesu wyłożyli, jaki-taki kapitał na remonty mostów, rekonstrukcję kilku wagonów i nazwali to „Karpackim tramwajem”. Od razu ogłosili o tym w Internecie, wydali foldery. „Nikt nie spodziewał się, że będzie tak wielkie zainteresowanie „Karpackim tramwajem – mówi Lubomyr Jackiw.
- Ludzie poszukują nowej atrakcji, potrzebują adrenaliny. Przez cały rok ciągle przyjeżdżają grupy z pobliskich uzdrowisk Morszyna i Truskawca. To są ludzie z całej Ukrainy”. Telefon komórkowy kolejny raz przerywa naszą rozmowę. Lubomyr Jackiw przeprasza interesantów, że w tym tygodniu już nie ma biletów na „Karpacki tramwaj” i na następną sobotę – niedzielę też. „Dziesięcioro turystów celowo przyjechało aż z Donbasu, już są we Lwowie – martwił się pan Jackiw. – Jeszcze ma być jedno małżeństwo z Moskwy. Będą próbowali umówić się na dodatkowy kurs „Karpackiego tramwaju”. Problem jest taki, że wąskotorówka, przede wszystkim, jeszcze nadal służy dla dostawy drewna z gór do Wygody”. Nasz pociąg retro leci przez wioski, pola i lasy, wzdłuż kamienistej górskiej rzeczki Mizunki. Na ukrytym w lesie przystanku wychodzimy do wodospadu. Na drugim przystanku idziemy do źródła z wodą mineralną. Słuchamy opowieści historycznych i ludowych legend o Bojkach. Za oknem można zauważyć wielki, jednak zaniedbany dom wypoczynkowy wzniesiony w stylu „karpackim”. Za czasów sowieckich do tego ośrodka w miejscowości Mizuń przyjeżdżali na rehabilitację nawet kosmonauci. Potrzebne są inwestycje, ażeby odnowić to uzdrowisko – zwraca się do gości z Polski Lubomyr Jackiw. Zagłębiliśmy się w góry na 15 km. Można jechać jeszcze dwa razy tyle kilometrów i nawet dalej. Są też trasy na zamówienie, z wycieczką pieszą w góry czy z ogniskiem i obiadem na powietrzu. Bardzo ciekawe są także wyjazdy w zimie. Wtedy organizatorzy muszą oczyszczać tory z dwumetrowego śniegu. „Karpacki tramwaj” zaczyna także zmieniać życie tutejszych Bojków –stwierdza Lubomyr Jackiw. – Zaczyna się rozwijać agroturystyka”. Na jednym z przystanków zobaczyliśmy sprzedaż upominków. A turyści skończyli swoją wędrówkę w prywatnej gospodzie bojkowskiej, gdzie czekał na nich oryginalny poczęstunek.
tekst i zdjęcia: Konstanty Czawaga
Materiał udostępniony przez KURIER GALICYJSKI